Podoba się ?? Wg szkolnej skali oceniania |
1 |
|
0% |
[ 0 ] |
2 |
|
0% |
[ 0 ] |
3 |
|
0% |
[ 0 ] |
4 |
|
0% |
[ 0 ] |
5 |
|
0% |
[ 0 ] |
6 |
|
0% |
[ 0 ] |
|
Wszystkich Głosów : 0 |
|
Autor |
Wiadomość |
Admin2
Administrator
Dołączył: 16 Gru 2007
Posty: 16
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: C:\Windows\System\
|
|
Set |
|
Pobierac, słuchać, komentować. Moja twórczosc w tym kierunku sięga 3 lat, jednak nie dbam o nią tak jak zawodowa konkurencja. Przyznaje, troszke mniej więcej środek zjebałem, ale w końcu na total amator obleci
[link widoczny dla zalogowanych]
Ostatnio zmieniony przez Admin2 dnia Pią 10:54, 25 Sty 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Śro 23:11, 23 Sty 2008 |
|
|
|
|
aaa4
Grafik
Dołączył: 09 Paź 2018
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
|
|
|
|
Trzask lamanych galazek i szelest lisci krzakow z lewej strony slychac bylo coraz blizej. Lezac plasko, Ben przesunal sie najblizej krawedzi skaly, jak tylko sie dalo.
Vincent, slyszac nad soba ruch, skieruje luk w gore, starajac sie szybko strzelic. Ben uchyli sie przed strzala i skoczy na niego, probujac dosiegnac kolczana.
Zachowaj spokoj... nasluchuj... patrz... nie oddychaj... nie oddychaj.
Zdrowas Maryjo, laskis pelna.
Pan z Toba...
Teraz!
Dzwignal sie na kolana, gotow do skoku, lecz ponizej nie bylo Vincenta. Callahan ujrzal jasnobrazowego, zdziczalego psa, wychudzonego, o bialych lapach i dlugim, waskim pysku, ktory wywachiwal jakis slad w poszyciu. Ben poczul przyplyw nadziei. Moze Vincent poszedl w inna strone? Moze istniala jeszcze szansa na ucieczke? W tym momencie zostal trafiony z tylu. Strzala przebila miesnie u nasady karku, zesliznawszy sie po obojczyku; spod szczeki wystawal mu teraz grot i ze cztery cale drzewca.
Sila uderzenia rzucila nim w prawo. Runal na powierzchnie skaly, po czym spadl z niej. Wyladowal ciezko na boku, uderzenie pozbawilo go tchu. Katem oka widzial wystajacy z jego ciala grot strzaly i kawalek drzewca.
Swieta Maryjo, Matko Boza...
Matko Boza... [link widoczny dla zalogowanych]
sie za nami
grzesznymi teraz i w godzine smierci naszej...
Smierc jednak nie nadeszla, ani w tym momencie, ani w nastepnym. Przekroczywszy granice odczuwania bolu, Ben lezal bez ruchu, majac usta pelne lesnego podloza, a przed oczami zamglone zielenie i brazy otoczenia. W koncu katem oka dostrzegl jakis ruch.
-Tamto bylo za Cincinnati - powiedzial Vincent. - A to za wszystkich przemadrzalych dupkow na swiecie, ktorym sie zdaje, ze potrafia przechytrzyc innych.
W ostatnim przeblysku jasnosci umyslu wzrok Bena sie wyostrzyl. W odleglosci pietnastu jardow ujrzal upiora, pomalowanego kamuflujaca farba, ktory szczerzyl zeby, podnoszac luk i napinajac cieciwe. Nagle Vincent odrzucil glowe do tylu i uderzyl sie po policzku, jakby ugryzl go owad.
-Co, do chole...?
To byly ostatnie slowa mordercy. Krzyk nagle sie urwal. Gdzies wsrod drzew blysnelo dlugie, cienkie ostrze, ktore przebilo mu szyje raz i drugi. Krew z przecietej aorty trysnela strumieniem, nim jeszcze Vincent zaczal sie przewracac. Z rozszerzonymi ze zdziwienia oczami Behemot runal na ziemie - martwy, zanim [link widoczny dla zalogowanych]
jej dotknac.
Nie mogac w pelni pojac tego, co sie stalo, Ben jednoczesnie poczul, ze traci przytomnosc. W ostatnim momencie, zanim ciemnosc ogarnela go do konca, poczul na ramieniu delikatne dotkniecie. Uslyszal kobiecy glos - cichy, dodajacy otuchy.
|
|
Czw 12:43, 25 Paź 2018 |
|
|
|
|
Możesz pisać nowe tematy Możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|